Oto Kleksik:
Porzucony na początku wakacji. Wyrzucony z samochodu jak rzecz. Czekał, aż właściciele wrócą po niego i zabiorą z powrotem do domu. Był psiakiem domowym, bo jak się później okazało umie chodzić na smyczy i wie, jak kulturalny pies powinien się zachowywać w mieszkaniu. Teraz jednak stał się psem bezpańskim, zostawionym na pastwę losu, wyrzuconym przy ruchliwej drodze, gdzie w każdej chwili mógł zginąć pod kołami samochodu. W miejscu, gdzie zatrzymują się turyści, czasem dokarmią, a czasem przegonią. Minęły dwa miesiące. Z każdym dniem Kleksik stawał się coraz bardziej nieufny. Początkowo podchodził do ludzi, prosił o jedzenie, potem trzymał coraz większy dystans. Dziczał.
Próbowaliśmy mu pomóc. Niestety, nie było to łatwe. Próby schwytania go spełzały na niczym. Nie pomogła wypożyczona ze schroniska specjalna klatka-pułapka. Nie pomagało regularne dokarmianie i oswajanie z moją osobą. Było jeszcze gorzej. Moje działania wyzwalały w psiaku ogromne przerażenie i chęć ucieczki. Nie rozumiał, że chcę mu pomóc. Skąd mógł wiedzieć. Dotychczasowe doświadczenia w jego krótkim, zaledwie 10-miesięcznym życiu nauczyły go, że człowiek bywa nieprzewidywalny .Najpierw bierze do domu (być może jako prezent gwiazdkowy); daje opiekę i miłość, a potem z tego domu wyrzuca, pozbawiając wszystkiego, co w psim życiu istotne: miski i czułości. A może było tak, jak przypuszcza Asia – nasza Pani Weterynarz, że psiak odczuwał deficyt zainteresowania, zaczął broić, aby zwrócić na siebie uwagę i dlatego się go pozbyto. Tego nie dowiemy sie już nigdy.
W każdym razie stało się jasne, że sama nie jestem w stanie pomóc tej zaledwie sześciokilogramowej kruszynce, a bez pomocy ze strony człowieka, psinka z pewnością zginie. Skończy pod kołami samochodu lub zagryziona przez wałęsające się psy. Trzeba było działać.
Na szczęście udało się uzyskać pomoc ze strony Fundacji Mikropsy, która wzięła na siebie koszt sprowadzenia profesjonalisty, zajmującego się chwytaniem bezpańskich psów. Przyjechał zaopatrzony w odpowiedni sprzęt. Bezkrwawe łowy trwały całą noc i pół następnego dnia. (Wielki szacunek dla tego człowieka). Zakończyły się sukcesem. Piesek jeszcze oszołomiony zastrzykiem usypiającym, jaki musiał otrzymać, gdyż bardzo walczył (w jego mniemaniu zapewne o życie) gryząc sieć, w którą został złapany, znalazł się w boksie naszej stajni.
Był przerażony, ale nie zdradzał oznak namniejszej choćby agresji. Widać było, że strach walczy w nim z chęcią przebywania w pobliżu człowieka. Kiedy go odwiedzaliśmy patrzył tylko tymi swoimi wielkim oczami, w których było pytanie: Nie zrobisz mi krzywdy?
Po dwóch dniach spędzonych w boksie pojechał do Warszawy, do lecznicy weterynaryjnej w Markach, gdzie przekazałam go Fundacji Bezdomniaki.
Niestety, nie mogliśmy go zatrzymać, chociaż bardzo chcieliśmy. Mamy już zbyt dużo zwierząt, żeby wzięcie na utrzymanie kolejnego było możliwe. Piesek na zawsze pozostanie w moim i Piotrka sercach, gdyż trzeba przyznać, że wyjątkowo poruszyła nas jego historia. I te oczy!
Piotrek, kiedy żegnał się z Kajtusiem (takie imie dał pieskowi, dlatego, że jest on malutki) powiedział: „Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. Jeśli nie, to dzwoń”. Czujemy się odpowiedzialni za Kajtusia-Kleksika (to drugie imię nadano mu w fundacji) i dlatego zwracam się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz pieska. Obiecałam to Fundacji, kiedy zwróciłam się do nich o pomoc.
Fundacja musi uregulować opłatę za złapanie psa w wysokości 900 zł. Liczę na Wasze dobre serca. Wpłaty można dokonać wchodząc na facebooka fundacji „Mikropsy” lub ich stronę. Piesek występuje pod imieniem Kleks. Poniżej link do strony:
https://pomagam.pl/fcsaaisx
KLEKSIK CZEKA NA NOWY DOM! Może to będzie Twój dom?